O mnie
Zdjęcia
Z archiwum
Politechnik

Wypiski z Forum

Taaak! Łobzowska sam czar tamtych lat - zgadzam się!!  Tego klimatu nie da się podrobić! za żadne pieniądze !! i takiego woźnego jak tamten na Łobzowskiej też już nigdzie nie ma!

Witam serdecznie wszystkich, którzy zaczynali na Łobzowskiej i pamiętają tamte czasy.
Tamten budynek i tamte czasy miały swoją niepowtarzalną atmosferę. Drewniane schody, przestronne klasy, woźny Wieczorek, ogromne kolejki do szatni w podziemiach w atmosferze jazgotu walenia metalowymi bloczkami o poręcz, popołudniowe zajęcia na warsztatach na parterze. Wszystko to czasami powraca, choć jakby przez mgłę.

I bułki z masłem po złotówce, a z kiełbasą po 1,50.

Pozdrawiam wszystkich, którzy zaliczyli Łobzowską. Spędziłem tam tylko rok szk.67/68 ale pamiętam bardzo srogą zimę i poranne wygaszanie rozgrzanych pieców kaflowych gdy poszła fama o zamknięciu szkoły gdy temperatura w pomieszczeniach obniży się poniżej iluś tam stopni. Pamiętam wieczorne zajęcia na parterowej pracowni (montaż OR PROMYK )przy notorycznych awariach zasilania wielokrotnie przez nas samych organizowanych. Potem była epidemia grypy, wiele instytucji publicznych było zamkniętych a potem przenosiny na Zielną.

Drucik, od Promyków..... to były superheterodyny....
Jedna grupa montowała , następna demontowała i tak do ostatniej urwanej końcówki opornika czy kondensatora , a jeszcze to musiało działać......

Tercjan świetny / to fakt , a poza tym Tata kumpla z klasy / , zawsze poratował.... Siemens, sprawdzający czystość nóg przed lekcją podstaw elektrotechniki , "biada ci polska elektrotechniko , głowy to wy macie , siedzieć na nich można " i wielu ,wielu innych ,a przede wszystkim mój wychowawca " chomik skrzętny " , który ratował z wielu opresji..

Ale wracając do woźnego, to był pan Wieczorek, a jego córka - Anna Wieczorek (obecnie Nagwizda) chodziła ze mną do jednej klasy

Drogi kolego, widzę iż też masz wiele w pamięci z tamtych jakże ciekawych czasów!
Łobzowska była chyba najczęściej nawiedzaną szkołą ( podwórze) przez dostojników kościelnych jak pamiętam!! Zagadka - z jakiego powodu i kto to był!

a pani Marysia w szatni ? a biedny, ale lubiany PUF , a pani Stodulska dostojnie wkraczająca z laską na skrzypiące schody / na marginesie : wspaniale operowała laską , obijając boki wszystkich "na kierunku" jej marszu...

Tak trzymać kurs! Łobzowska to jest to czego już inni nie mieli - vide dyskusja nieopierzonych o "wozie" z obrazka! Chyba poczciwy Kamienobrocki się w grobie przewraca jak widzi taki brak kindersztuby

To wspomnienia z bardzo trudnych lat. Gdzie randkę zimą spędzało się w fotoplastykonie gdyż na więcej nie było stać. By wyjść z internatu w niedziele do kościoła musiało się pokonać bramę zamkniętą na kłódki dwie. Itd. Itd.

Ta szatnia w piwnicach , prawdziwy Hades , a wejść do szkoły jak było ciężko : od Batorego / przy śmietniku/-inż Walden , od Łobzowskiej za rogiem mój wychowawca Zygmunt Dyląg , po drugiej stronie Łobzowskiej, za budką telefoniczną "Kogut" / inż Rutkowski /: " chodź no tu kolego , ni mosz tarczy , dej legitymację" , ludzie , to była sztuka ominąć wszystkie zapory i zdążyć przed dzwonkiem , ha ha były różne sposoby....

Ale był tez jeszcze jeden sposób na "przyłatanie tarczy" do rękawa, zawsze była panika przed buda, ale jak ktoś był wystarczająco cwany wchodził do kościoła, a przy Łobzowskiej są dwa od Alei i od Garbarskiej, tam na "chybcika" się przyszywało, albo dopinało agrafką, my miałyśmy sposób. Obok kropielnicy w papierku zawsze była igła z nitką, ale jak nas wykapowano (oczywiście dziewczyny, te nadgorliwe)to potem był problem, bo w takiej chwili trudno było znaleźć agrafkę, ale cóż się nie wymyślało prawda??

Co do łapanek przed wejściem do szkoły - to oczywiście nie były codziennie! Ale nigdy nie wiadomo było kiedy to będzie. Czasem tercjan młodszego zawrócił - starszyzny nie tykał!!!!
Ta brama o którą pytałem to na przeciw wejścia do szkoły, a właściwie dwie bramy. Tam w odrzwiach w półmroku ( więc niewidoczne ) tkwiły różne igły z nitkami!!
Był też super awaryjny system -pukało się do okna do pracowni na parterze i następowała wymiana marynarki na tę z tarczą! - Czasami była ledwo do ubrania, gdy darczyńca był nikłej postury! Kiedyś kolega rozerwał rękaw i potem było artystyczne zszywanie

Dalej o tarczach...
Nie wiem czy pamiętacie ale z nastaniem " okresu grzewczego" obowiązywały nakrycia głowy! ( szkolne nie żadne tam cyklistówki , bejsbolówki itp!!). Wyjątek stanowiło nakrycie głowy harcerzy( czerwone berety) dopuszczano chodzenie w nich choć z oporami. Niektórzy sprawdzali czy się jest też w mundurze! Poza tym na płaszczu też obowiązkowo miała być tarcza! Ale jak było ciepło to się zwijało płaszcze i udawało iż nie mamy nic oprócz marynarki! A jak było zimniej to znowu współpraca z pracownią ( okna za kratami)była konieczna. Płaszcz i teczka przez okno - i udawało się Greka co tylko wyskoczył po coś do sklepu.
Dorzucę coś od siebie na temat tarcz. Opracowałem patent. Czarną nicią gołą tarczę na okrętkę obszyć i trzeba było trzy szpilki odpowiednio wbić i zagiąć o 180 stopni, w ten sposób tarcza zaczepiona na szpilkach udawała przyszytą. Kilka metrów przed szkołą tarczę się przypinało, przyklepało, przygładziło i bez przeszkód przez zastawione bramki. Dość długo mi się udawało, aż Jachnicki był bardzo dociekliwy i zaczął ją miętosić aż się ukłuł. Estecie nie spodobało się, że tarcza po białym obrzeżu na chama czarną nicią na okrętkę ... i wpadka. Później miałem ze sobą nitkę i igłę i wzajemnie bez zdejmowania płaszczy w ciągu minuty "otarczaliśmy się" przed szkołą, by po szkole ją odpruć, bo przecież nie wypadało paradować z tarczą.
PS. W szkole średniej już nie jarałem, ale w kiblach było niebiesko od dymu.

Dalej o czapkach
Obowiązek noszenia czapek ogłaszany był specjalną kurendą. Przychodził Pan Woźny i odczytywał, że nie wolno nosić "żadnych innych śmiesznych czapek".
Innym elementem dyscyplinowania było sprawdzanie długości włosów. Nasza wychowawczyni śp. Janina Pelczar (Jasia) nie wiele mówiła tylko "ejże chłopak". Podobnie prof. Lach, oprócz przybijania na kartkówkach pieczątek wzdłuż i w poprzek sprawdzał włosy.
Przez pewien czas próbowaliśmy ożywić granatowy ubiór ucznia nosząc różnokolorowe krawaty, z pokaźnym węzłem. Wytępiono to stosunkowo szybko, odpytując na lekcjach tylko delikwentów z takimi krawatami.

 

Warsztaty

Osobnym tematem, jak Wisła długim, są warsztaty mechaniczne  Też obowiązywało swoiste kryterium dopuszczenia do zajęć! Potem tylko radość z posiadania gładkiego jak lustro pilnika, którym należało spiłować co najmniej 2-3 cm! Kto przeszedł to kryterium asów pilnika mógł powiedzieć iż nic go już nie pokona nawet kucie na zimno i gorąco!
Kto doda więcej? z szalonych lat nabywania umiejętności bycia istotą rozumną!!?

Chłopaki na kuźni, czyli obróbce cieplnej królował: Karol Fradyma, na stolarni (obróbka drewna) Stefan Syrek, a obróbkę ręczną opanował Józef Kubacki. Na liście "wyrobów" znajdowały się także kabel oczka.

Haki u pana Fradymy (na Cystersów) nigdy mi nie wychodziły , albo nie ten profil , albo przegrzane , więc lepiej było lecieć po piwo , a jak kuźnia była "czysta" , to wybrać sobie z tych zaliczonych / na oknie / , te najładniejsze i zajęcia były zaliczone......ale przynajmniej nauczyłem się obsługiwać piec kowalski , co niejednokrotnie przydało mi się w życiu ..

Co do haków na Cystersów. Po dziesiątym jak się opanowało to całe kowalstwo (co prawda piękne rzemiosło) to udało mi się zrobić całkiem dobrze a wtedy instalacja kabli na murze na tym się "opierała", teraz są różne chwyty. Ważne że zetknęliśmy się z czymś nowym i jeszcze mleko dawali. Był tam taki instruktor co w czasie wojny pełnił służbę w pn. Afryce jako mechanik w wojskach alianckich i czasem o tym wspomniał. Czy ktoś o tym wie?

Tym instruktorem na obróbce ręcznej był pan Kubacki, mechanik polskiego dywizjonu myśliwskiego w Anglii i Afryce Północne.
Na jego obróbce ręcznej robiło się imadełka-kowadełka (do ostatniej chwili używałem jedno z nich w pracowni elektronicznej przed odejściem na emeryturę w nowej szkole -2004roku)
Śruby do imadełek były toczone u pana Stasia Krupy na dziale mechanicznym.
Do rewolwerówki gdzie się je robiło (także nity do ściągaczy)- byli dopuszczani tylko nieliczni.
Na stolarni królował pan Syrek. Na pięć minut przed przerwą wołał dyżurnego - Synku masz tu pieniążki i biegaj na róg Cystesów i przynieś mi trzy butelki Portera.
Potem włączona zostawała taśmówka (do dycinania po łukach) i ze świeżego pachnącego bochenka chleba wycinane były kromki chleba na śniadanie.
Na kuźni dyrygował nami Stasiu Fradyma. Niestety już nie żyje)

A propos haków, to byli fachowcy co nosili zdzierak /pilnik/ w torbie i tym zdzierakiem poprawiali stopkę, a Fradyma kupował świadomie kupował, bo przecież haków nie robiło się sobie a muzom.

Do dzisiaj te haki , tkwią w ścianach starego Krakowa , jak coś takiego widzę , to zastanawiam się , czy to czasem nie mój / ten głęboko przegrzany / , ale trzyma się........A kto budował ule dla pszczółek ? (obróbka drewna) , dla specjalistów od skrzynek radiowych, łączenia płetwowe oraz inne/

7 lat wcześniej na obróbce ręcznej u Kubackiego produkowało się młotki, klucze widlaste oraz odznaki na wzór odznak pilotów dywizjonów polskich w Anglii
Na obróbce mechanicznej modele słupów telefonicznych były toczone i polerowane, Rewolwerówka służyła do toczenia izolatorów
Stolarnia naprawa krzeseł i innych sprzętów z szkoły